Podczas ostatniego spotkania z Justyną, moją koleżanką jeszcze z czasów gimnazjum i LO, rozmawiałyśmy sporo o kulinariach oraz blogowaniu. Doszłyśmy do wniosku, iż wszystkie blogi, jakie można spotkać w sieci (albo przynajmniej te, na jakie my akurat trafiamy) pokazują idealnie skomponowane potrawy, uchwycone do tego w pięknych i apetycznych kadrach.
Pomyślałam sobie wtedy – hola hola! – ale przecież nie
wszystkie podane w internecie, gazetach
czy książkach kucharskich przepisy na potrawy,
ciasta i inne smakołyki nam wychodzą. A zwłaszcza mi – mam chyba dwie lewe ręcę
do gotowania. Samo w sobie zajęcie lubię, jednakże rzadko kiedy wychodzi mi
dana potrawa tak, jak wyjść powinna (np. praktycznie każde ciasto, to zakalec –
na szczęście ja i moja Mama lubimy zakalce).
Wpadłyśmy podczas tego spotkania na pomysł – a może by tak
zacząć prowadzić bloga, w którym to by pokazać, iż nie każdy przepis jest taki
idealny? Że nie każda potrawa wychodzi tak, jakbyśmy sobie tego życzyli, jak na
obrazku w gazecie, na czyimś blogu?
Jak już Wam pisałam, mój blog nie będzie stricte kulinarny,
jednakże jak już mnie najdzie ochota na gotowanie czy pieczenie – wtedy będę
chciała dzielić się z Wami wypróbowanymi przepisami – nawet, jeśli miałby to
być zakalec czy każdy inny niewypał. :)
Dziś przed Wami moje odkrycie. Gdzie znalazłam przepis? Na
opakowaniu proszku do pieczenia! ;) (czasami mam wrażenie, że chyba tylko ja
spośród moich znajomych czytam etykiety na produktach – jak widać, czasami
można znaleźć na nich coś fajnego).
Składniki:
- · 2 szklanki mąki,
- · 3 jajka (w przepisie były podane 4, ale 3 wystarczyły),
- · Szczypta soli,
- · 3 łyżeczki proszku do pieczenia (dałam takie w miarę czubate),
- · 150 gram jogurtu naturalnego,
- · 2/3 szklanki oleju,
- · 2/3 szklanki cukru (wg przepisu powinna być 1 szklanka – jednakże ja nie lubię zbyt słodkich ciast, a te 2/3 szkl. w zupełności wystarczyło. Ba, nawet bym jeszcze ujęła cukru),
- · Puszka brzoskwini w syropie,
- · 1 galaretka brzoskwiniowa.
Dodać wszystkie składniki do siebie, miksować na
największych obrotach ok. 3 minut – aż wszystkie składniki się połączą. Ciasto
wlać na blaszkę wysmarowaną masłem/margaryną i posypaną bułką tartą (nadaje się
także kasza manna, jeśli nie macie bułki tartej). Piec w piekarniku ok. 40
minut w 180 stopniach. W między czasie rozpuścić galaretkę w ¾ ilości wody
podanej na opakowaniu.
Porada: polecam pieczenie w blaszce prostokątnej – ja upiekłam
w tortownicy, wiec ciasto wyrosło mi… z niezłą kopułą.
W pierwotnym zamyśle brzoskwinie miały być na wierzchu
ciasta, zalane galaretką. Jednakże kopułka, która mi wyrosła, skutecznie to
uniemożliwiła. Przekroiłam wiec ciasto na pół po jego ostygnięciu, polałam
odrobinę syropem po brzoskwiniach (nie lubię marnotrawstwa), pokrojone w
kawałeczki brzoskwinie wyłożyłam na ciasto a następnie nakładałam delikatnie
łyżkami na ciasto lekko stężałą już galaretkę. Przykryć drugą częścią ciasto.
Wstawić do lodówki, do ścięcia się galaretki. Przed podaniem można wierzch
posypać cukrem pudrem.
Smacznego! :)
ja bym dodała jeszcze do ciasta cynamon - brzoskwinie świetnie się z nim komponują:) proste ciacho, które sprawdzi się do popołudniowej herbatki.
OdpowiedzUsuńA co do etykiet - to ja odnoszę zupełnie inne wrażenie, zauważam, że świadomość ludzi wzrasta i coraz częściej patrzą na to, co jedzą. A nie każdy zwraca na etykiety z przepisami, gdyż nie każdy gotuje, a często i te przepisy są po prostu zwyczajne, aby pasowały w miarę pod gust większości, niczym to ciasto:)
O cynamonie nie pomyślałam - koniecznie go wykorzystam piekąc te ciasto po raz kolejny! :)
UsuńJa też nie zwracałam nigdy uwagi na etykiety proszku do pieczenia - czysty przypadek. Zresztą, przepis był jeszcze prostszy, a sama go wzbogaciłam o brzoskwinie i galaretkę ;)